BEST OF JODY'S BOX: „DOBRY DLA SPORTU” TO SPOSÓB „DOBRY DLA KONTA BANKOWEGO AMA”

Jody Weisel

Któregoś dnia, pomiędzy odcinkami „Andy Griffith” i „Sędzia Judy”, przypadkowo natknąłem się na powtórkę programu telewizyjnego Speed ​​Channel z 2005 roku Glen Helen AMA 125 National. Chociaż byłem tam osobiście, usiadłem i obejrzałem to, co pozostało z programu telewizyjnego. Pod koniec godziny prezenter kolorów David Bailey poświęcił czas, by pochwalić mnie i mój projekt toru. Miło z jego strony to powiedział i byłem słusznie dumny, ponieważ zbudowałem tor z myślą o takich zawodnikach jak Bailey, Hannah, Ward, Johnson i DeCoster – prawdziwy tor motocrossowy – a nie jakiś przesadzony tor Supercross. Kiedy Bailey przestał mówić, kolega z prezentacji Robbie Floyd powiedział: „Jody jest wspaniałym ambasadorem tego sportu!”

Byłem oszołomiony. Nie dlatego, że Floyd mnie pochwalił, ale dlatego, że było to całkowicie fałszywe. W żadnym razie nie jestem „wielkim ambasadorem”. Dlaczego nie?

Podróży: Nie chcę podróżować do żadnego miejsca, do którego nie można dojechać autostradą SoCal 15. To nie znaczy, że nie ścigałem się w Europie, nie podróżowałem po świecie, nie objeżdżałem zagranicznych fabryk motocykli i nie zaśmiecałem drogi Appian, ale nie ostatnio. Około 25 lat temu ścigałem się w Ruskesanta w Finlandii. Po wyścigu udałem się na lotnisko, które jest około dziesięciu minut od toru, aby nawiązać kolejne połączenie na wyścig w Niemczech. Kiedy stałem przy ladzie, patrząc na uroczą fińską blondynkę, sprzedawcę biletów, zapytałem: „Kiedy jest następny lot do Los Angeles?”

"Dzisiejszej nocy. A co z twoim lotem do Frankfurtu? zapytała.

„Odwołaj to i zarezerwuj mi lot do LA” – powiedziałem i jednocześnie obiecałem, że nigdy więcej nie pojadę do Europy. I nigdy nie miałem. Nic przeciwko kontynentowi – byłem tam i robiłem to (kilka razy). Nie różni się ode mnie niż Wodospad Niagara. Ja też tam byłem, ale nie planuję, żebym kiedykolwiek znów się zamglił. Na szczęście w MXA nie brakuje ludzi chętnych do zajęcia mojego miejsca w Paryżu, Genewie, Mediolanie, Kolonii, Tokio i Sztokholmie.

Dobre dla sportu: Czy słyszałeś kiedyś, jak ktoś z prasy AMA deklaruje, że Mazda jest „dobra do sportu” lub Chevy jest „dobra do sportu”, albo że Toyota jest „dobra do sportu” lub że THQ jest „dobra do sportu?” lub że Monster Energy jest „dobry dla sportu”. Jedyną wspólną cechą tej obracającej się listy dobroczyńców tego sportu jest to, że dali sankcjonującemu organowi pieniądze jak wodę (i, co zdumiewające, jak tylko inna korporacja wypisze większy czek, Mazda, Chevy, Toyota, THQ i AMP Dobroć 'd wychodzi przez okno). Oczywistym jest, że „dobry dla sportu” to kod oznaczający „dobry dla konta bankowego AMA”. Nie jestem dobry do tego sportu. Skąd mam wiedzieć? Moje pieniądze wciąż są na moim koncie bankowym.

Milczenie jest złotem: Jestem narzekającym. jęczę. Ja kibuc. narzekam. Wskazuję palcami. Przypisuję winę. Jestem cierniem w boku każdego wadliwego produktu, niepewnego projektu, złego roweru, wątpliwej decyzji lub niezrozumiałej zasady AMA, jaką kiedykolwiek podjęto. Jako nieodłączny element mojej mentalności gardzę status quo (a status quo na AMA utknął w 1985 roku). „Wspaniały ambasador sportu” nie kołysze łodzią (ani nie powinien być numerem jeden na liście wrogów AMA).

Sieć: Wielcy ambasadorowie kręcą się po korytarzach władzy. To wyklucza mnie z gry. Jestem facetem ze sklepu wyścigowego. Lubię brudzić sobie ręce. Wolę ścigać się lokalnie niż oglądać wyścigi fabryczne. Kiedyś Jeremy McGrath i ja żartowaliśmy, że pojadę na tyle jego wyścigów, ile on poszedł na moje. W tym samym roku przyjechał na trzy lokalne wyścigi i nalegał, żebym zrobił to samo dla niego. Chociaż mam przyjaciół na całe życie wśród elity władzy, nie będę ich zawstydzać, wspominając ich związek ze mną. Zamiast tego moimi prawdziwymi kumplami są lokalni zawodnicy, z którymi spotykam się co tydzień. Nie znasz ich imion, ale ja znam.

Wielcy ambasadorowie: Znam wielkich ambasadorów i nie jestem jednym z nich. Ale, ze względu na argument, wymienię ludzi, którzy bez końca dawali na rzecz rozwoju sportu i zasługują na uznanie; Torsten Hallman (Torsten przybył do Ameryki, zanim jeszcze mieliśmy motocykle motocrossowe), Roger DeCoster (Roger podróżował do najdalszych zakątków świata głosząc ewangelię MX), Ricky Johnson (każdy francuski kolarz w USA ma RJ dług wdzięczności) i Jeremy McGrath (wygrywanie nie wystarczy — musisz być tak uprzejmy, sympatyczny i towarzyski jak Jeremy).

Jeśli chodzi o moje miejsce na liście ambasadorów, to muszę przyznać, że moja mama nazwała mnie kiedyś „wielkim ambasadorem”. Przynajmniej myślę, że to, co powiedziała. Mogło to być „wielkie zakłopotanie”?

Może Ci się spodobać

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.