NAJLEPSZE Z PUDEŁKA JODY: GDZIE ZOSTAŁY WSZYSTKIE STWORY, ROŚLINY I POZY?

Jody Weisel

Spotkałem w swoim życiu wielu sławnych ludzi i wielu innych, którzy myśleli, że są sławni. Zrozumiałe jest, że zawodnicy motocyklowi aspirują do sławy. W końcu mają poświadczenia; angażują się w ryzykowny sport, ubierają się w kolorowy kostium superbohatera i występują przed publicznością złożoną z fanboyów, przyjaciół i wielbicieli bohaterów.

Gwiazdy motocrossu są oczywiste. Mogą zrobić coś - może tylko jedną rzecz - lepiej niż 99.99 procent populacji. Dążymy do tego, by być „Najszybszym człowiekiem na planecie”, dlatego czujemy, że człowiek z taką aprobatą zasługuje na naszą miłość. To, co sprawia, że ​​gwiazdy sportu są godne uwielbienia, to fakt, że potrafią robić to, czego większość śmiertelników nie potrafi. Żyją na krawędzi tego, przed czym reszta z nas się wzdryga. Jest braterstwo wśród tych, którzy w niedzielę idą na linię startu - czy są szybcy, czy wolni.

To dziwne, co podziwiamy. Rzucanie, uderzanie wysokich tonów, doskonałe kości policzkowe, bogactwo, obfite wyposażenie i sługa wielbicieli - wszystko to przykuwa naszą uwagę. Ale aktorzy, piosenkarze, przedsiębiorcy, potentaci internetowi i gwiazdy sportu nie są bohaterami. Rzut oka na gazety ujawni, że gwiazdy sportu nie są bohaterskie. Najgorsi z nich biorą narkotyki poprawiające wydajność, dopuszczają się przemocy domowej, prowadzą pojazdy pod wpływem alkoholu, a czasami kogoś zabijają. Najlepsi z nich nie robią nic naprawdę heroicznego. Nie spieszą się do płonących budynków, aby ratować dzieci, czołgają się przez ostrzał snajperów, aby wyciągnąć kumpla w bezpieczne miejsce, ani nie poświęcają swojego życia na pomoc słabym, biednym lub upośledzonym. W najlepszym wydaniu prowadzą normalne życie, są uprzejmi dla małych starszych pań, zatrzymują się, gdy widzą znak stopu i płacą podatki. Wszystko dobrze, ale mało heroiczne.

Ale mówisz: „Ścigając się na motocyklach, podejmują śmiałe ryzyko”. Może to prawda, ale kiedy jesteś dobry w sporcie, dostajesz za to wynagrodzenie i poświęcasz mu swoje życie, czy to czyni cię bohaterskim tylko dlatego, że skaczesz trzykrotnie.

Nie mylmy sławy, odwagi i heroizmu z tym, co robimy. Ścigamy się - nie tylko z nielicznymi elitami, ale z nami wszystkimi. Około 30 lat temu na California Winter Series w Huron Cycle Park byłem pierwszym zawodnikiem, który przeskoczył dużą dublet. Czy byłem odważny? Nie. Czy byłem bohaterski? Nie. Czy ryzykowałem życie? Nie dlaczego nie? Ponieważ miałem wirtualną replikę tego skoku na moim torze treningowym w domu. Wykonałem ten skok ponad 300 razy, więc kiedy spojrzałem na skok Hurona, powiedziałem: „Mogę to skoczyć”. I tak zrobiłem - na pierwszym okrążeniu treningu bez wahania. Przez około 15 minut byłem sławny, odważny i bohaterski - potem wszyscy skakali i życie wróciło do normy.

NIE JESTEM TUTAJ, ABY ZNISZCZYĆ KAŻDĄ BĄBELKĘ. MOTOCYKLE WYŚCIGOWE WYMAGAJĄ OKREŚLENIA, UMIEJĘTNOŚCI I CHĘCI DO ZAWIESZENIA, ALE W KLASIE NOWOCZESNOŚCI WYMAGA TYLKO TAKI JAK W KLASIE PRO. TO NIE PRĘDKOŚĆ SPRAWIA, ŻE MOTOCROSS WARTO ROBIĆ, TO TRUDNOŚĆ.

Pomyśl o tym. Profesjonalni motocykliści są dobrzy w Supercross, ponieważ codziennie ćwiczą na własnych, prywatnych torach Supercross. Promotorzy Supercross gwarantują im nawet dokładnie, jak długi będzie każdy potrójny skok. Nie ma niespodzianek, na które zawodowy zawodnik nie opracował jeszcze planu awaryjnego. Skakali z każdej możliwej kombinacji setki razy - o czym świadczy fakt, że podczas ceremonii otwarcia pokonali dużą trójkę bez biegu, machając do tłumu. Nie ma większej odwagi w fabrycznym jeźdźcu skaczącym trzykrotnie niż początkujący przejeżdżający przez nasyp. W rzeczywistości początkujący prawdopodobnie podejmuje większe ryzyko.

Nie jestem tu po to, żeby zniszczyć czyjąś bańkę. Motocykle wyścigowe wymagają determinacji, umiejętności? i chęć spędzania czasu, ale w klasie nowicjusza wymaga tego tyle samo, co w klasie Pro. To nie prędkość sprawia, że ​​warto uprawiać motocross, ale trudność.

Ale sława jest ulotna, często przyznawana najbardziej niegodnym ludziom na planecie i nie jest zakorzeniona w żadnej innej rzeczywistości niż subkultura, która koncentruje się tylko na tym, jak szybko człowiek może jeździć, pomijając praktycznie każdą inną ludzką cechę.

Negatywy kontrowersji wokół Lance'a Armstronga, Michaela Vicka, Aarona Hernandeza i OJ Simpsona były dla nas całkowitym zaskoczeniem. Byli tak dobrzy, jak mogli być tacy źli? Byli sławni, a teraz są niesławni. Byli bohaterami sportu, a teraz są publiczną hańbą. Wczoraj kibicowaliśmy im, ale dziś szydzimy z nich. To nie oni - to my. Prawdopodobnie zawsze tacy byli - po prostu nie mogliśmy tego dostrzec poprzez uwielbienie naszych fanów.

Podczas mojej wyścigowej kariery wiele razy widziałem społeczny cyrk motocrossowy. Nowi bohaterowie powstają i rozwijają nadęte świty, zgodnie z ich talentem. Następnie, gdy jeździec przegrywa, wraca do wirtualnej anonimowości, opuszczonej przez fanów, wrogów i przyjaciół. Fani, przyjaciele i pijawki gromadzą się wokół „kolejnej wielkiej rzeczy”. Każdy bohater i jego wyznawcy (sługusy, lisy i opętani) twierdzą, że należą do „nowego” pokolenia, nie zdając sobie sprawy, że stanowią niewielką część najstarszego istniejącego cyklu sportowego - zapomnianej gwiazdy.

Nie jestem ponad tym, że mam swoich ulubionych zawodników, ale jeśli zapytasz, kogo najbardziej podziwiam w świecie motocrossu, wybrałbym 35-letniego dentystę ścigającego się w klasie Vet Novice na Chicken Licks Raceway. Dlaczego? Ponieważ ma takie same szanse jak „Najszybszy człowiek na planecie”, ale bez umiejętności.

Może Ci się spodobać

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.