NAJLEPSZE W PUDEŁKU JODY: „CUD MOTOCROSSU” JEST KRUCHY — CHROŃ GO ZA WSZYSTKO, CO JEST WARTE

Jody Weisel

Dzieci wierzą w to, co im mówimy. Są ufni, co w pewnym sensie jest zarówno urocze, jak i naiwne. Ich niewinność nie miałaby znaczenia, gdyby nikt nigdy nie dorósł, ale niestety z czasem dziecięca prostota zostaje zastąpiona cynizmem, nieufnością i doświadczeniem. Dzieciństwo jest najczystszą ekspresją ludzkiej formy – a fakt, że dzieci stają się znużone, jest ostatecznym przejawem ludzkiej kondycji.

Sport jest dziecinny. Sport jest rzeczą cudowną — na początku. Rozkoszujemy się każdym szczegółem, dziwactwem lub zwrotem akcji w sporcie. Tak było ze sportem motocrossowym. Byłem naiwny – wielu powiedziałby, że głupi – kiedy po raz pierwszy zdecydowałem się zostać motocyklistą. Och, nie zrozumcie mnie źle, miałem wzniosłe marzenia o zostaniu gwiazdą motocrossu… chociaż jedyne gwiazdy motocrossu, jakie kiedykolwiek widziałem, były na pożółkłych stronach europejskich magazynów. Miałem szczęście, ponieważ znałem faceta, który ścigał się. Miałem pecha, ponieważ stracił już swoją dziecięcą naiwność związaną ze sportem i chciał pomóc mi zrealizować moje marzenie, ponieważ miał do sprzedania Sachsa 125… a ja byłem wyznaczonym nabywcą.

Kazał mi się zamknąć i OBSERWOWAĆ CZŁOWIEKA Z FLAGIĄ. ZROBIŁEM, I GDY GO PATRZAŁEM, MACHAŁ TYM, WSZYSCY POSZLI… Z WYJĄTKIEM MNIE. MÓJ ROWER NAWET NIE JEŹDZIŁ.

Więc kupiłem to. Przyszedł w pełni wyposażony w widelce prowadzące, stalowy zbiornik paliwa, tranny pełne neutralów i możliwość zabrania mnie w miejsca, o których tylko marzyłem. Nauczyłem się na nim jeździć z pomocą mojego dobroczyńcy – lekcje były krótkie i słodkie. W ciągu tygodnia byłem na torze motocrossowym w południowym Teksasie, zapisałem się i byłem gotowy do wyścigu. Kiedy po raz pierwszy wjechałem na metę, byłem tak entuzjastycznie nastawiony, że zaangażowałem faceta po mojej prawej stronie w długą, jednostronną rozmowę, usianą niekończącymi się pytaniami o rower, na którym jechał — Parillę. Zirytował się i odwrócił do mnie plecami, ale na szczęście po mojej lewej stronie był facet. Kazał mi się zamknąć i patrzeć na człowieka z flagą. Zrobiłem to i kiedy go obserwowałem, machał tym, wszyscy poszli… oprócz mnie. Mój rower nawet nie jechał.

Podczas pierwszego okrążenia prawdziwego toru wyścigowego odkryłem, że były skoki. Facet, który sprzedał mi Sachsy, nigdy nie wspomniał o nich. „Nie ma sprawy” – pomyślałem. Gdy zbliżyłem się do pierwszego, podskoczyłem w powietrze jak motocykl, gdy go przeleciałem. Skoczyłem, nie na rowerze. Następną rzeczą, o której wiedziałem, że moja twarz była osadzona w korku wlewu paliwa, a stopy znajdowały się nad moją głową, ale jechałem. A kiedy doszedłem do drugiego skoku, zrobiłem to samo, tylko tym razem poprawiłem to, co uważałem za mój błąd, i zmierzyłem czas mojego skoku z podnóżków tak, aby zbiegł się z uderzeniem motocykla w ścianę skoku na trzy stopy. Ten sam wynik. Kiedy doszedłem do zrzutu, zatrzymałem się. I siedziałem tam przez resztę moto.

Po moim pierwszym moto stary facet podszedł do mojej ciężarówki i zapytał: „Czy to twój pierwszy wyścig?” Rozważałam zagranie na luzie i powiedzenie mu, że w domu jestem całkiem seksowna, ale rozmyśliłam się, bo był dużo starszy – miał może 25 lat i nie chciałam kłamać.

I TO JEST STRASZNE, Z KAŻDYM NOWYM FAKTEM, KTÓREGO SIĘ NAUCZYŁEM, STRACIŁEM NIEWIELKĄ CZĘŚĆ „CUDU MOTOCROSSA”. IM SZYBCIEJ BYŁEM, TYM MNIEJ OBCHODZIŁEM O WOLNYCH LUDZI — A KIEDY ZACZĄŁEM STAĆ SIĘ WOLNY, TYM MNIEJ OBCHODZIŁEM O SZYBKICH LUDZI.

Kiedy opowiedziałem mu swoją historię… i że jeżdżę dopiero od tygodnia, zabrał mnie na pole za torem, pokazał mi, jak skakać. Powiedział, że tylko dlatego, że nazywano to „skokiem”, nie musiałem skakać w powietrze. Powiedział, że powinienem się zrelaksować, stanąć prosto i wzbić się na rowerze w powietrze (i przede wszystkim trzymać stopy na kołkach).

Kiedy czekałem na drugie z trzech motorów, usiadł na tylnej klapie mojej ciężarówki i opowiedział mi o historii motocrossu, wyjaśnił zasady i poradził mi, abym upewnił się, że następnym razem, gdy się pojawię, będę miał na sobie daszek kask. Nigdy nie poznałem jego imienia i nigdy więcej go nie widziałem.

W drugim i trzecim moto nie tylko objechałem tor, ale poszedłem za jego radą i nie rozpoczynałem żadnych rozmów na linii startu.

I z każdym następnym wyścigiem w ciągu następnych 54 lat od tego czasu nauczyłem się czegoś nowego… i to, czego się nauczyłem, starałem się przekazać tym, którzy są tak naiwni jak ja. Ale i to jest smutne, z każdym nowym faktem, którego się dowiedziałem, straciłem niewielką część „cudu motocrossu”. Im szybciej byłem, tym mniej przejmowałem się wolnymi ludźmi – a później, kiedy zacząłem zwalniać, tym mniej przejmowałem się szybkimi ludźmi. Bohaterowie, których czciłem, stali się mniej heroiczni, gdy ich spotkałem. A cuda maszyny (trzymałam tego Sachsa 125 w sypialni) stały się litanią faktów technicznych. stałem się znudzony. Taki jest świat.

Nie wszystko stracone (dla mnie lub dla Ciebie) z dwóch powodów: po pierwsze, nikt nie jest w stanie nauczyć się wszystkich lekcji, których ten sport musi nauczyć, bez względu na to, jak długo uprawia ten zawód. Po drugie, nawet gdybyś był encyklopedią wiedzy o motocrossie, wciąż pozostałoby w tobie dużo małego dziecka. To małe dziecko, które od czasu do czasu wciska pedał gazu i rzuca batem. To zblazowany dorosły płaci, żeby dzieciak mógł wyjść i się pobawić.

 

 

 

Może Ci się spodobać

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.